Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for the ‘epidemiologia’ Category

Zmodyfikowana "genetycznie" kukurydza

Zdjęcie autorstwa http://www.flickr.com/people/dawnone/ na licencji cc-by-nc-nd/2.0/

Zaczęło się od potwora, teraz już musi być coraz gorzej. Zajrzałem do rodzimych świrusów na prawda2.info szukając co tam nowego u nich słychać. Wałkują stale te same tematy, wchodząc na kolejne poziomy absurdu, wyszukując kolejne, jeszcze bardziej głupie/zwariowane/kretyńskie strony i źródła. Niestety mało mają materiałów na temat mojej najnowszej zdobyczy książkowej – „Ślady palców Bogów” Grahama Hancocka (co prawda Archeowieści powinny się zająć tym geniuszem, ale uda może mi się stamtąd wyłowić jakieś ciekawe wypiski). Szukałem więc dalej i na osławionym forum INFRA paranormalne znalazłem parę słów. Mało tego było, ale skorzystałem z okazji i postanowiłem zajrzeć do poszczególnych działów. Tym sposobem trafiłem na jedną z ciekawszych historii, w której splatają się pseudonauka, oszustwo i rzetelność w prowadzeniu badań.

Historia zaczyna się tym cytatem:

W 1983 roku setki Hiszpanów zmarło po spożyciu będącego efektem manipulacji genetycznych oleju rzepakowego. Ten olej, badany uprzednio na szczurach, nie wykazywał toksycznych właściwości. Dr. Parke (School of Bilogical Sciences, University of Surrey, UK) ostrzega, że obecnie stosowane procedury testowania genetycznie zmienionej żywności, włączając w to testy na gryzoniach, nie dowodzą jej bezpieczeństwa dla ludzkości. Zaproponował nawet wprowadzenie moratorium na wytwarzanie genetycznie zmodyfikowanych organizmów, żywności i leków.

Oczekiwanie na pierwotne źródło tego cytatu byłoby niedorzecznością, ale aby zachować pełną przejrzystość zalinkuję do miejsca, gdzie go znalazłem – wpisał go użytkownik Conspiracy. W pełnej formie cytat po polsku gugla się 9 razy, w formie skróconej (urywa się przed nazwiskiem doktora Parke) już 18.  Wersja angielskojęzyczna wygląda trochę inaczej (zwracam uwagę na tytuł pana Parke – jakże charakterystyczne zjawisko nieprzywiązywania uwagi do szczegółów):

It is also necessary to recall here that, in 1983, hundreds of people in Spain died after consuming adulterated rapeseed oil although earlier tests had showed that this was not toxic to rats. Following the tragedy, Professor Dennis Parke of University of Surrey School of Biological Sciences, a former chief advisor on food safety to Unilever and British advisor to the US FDA, cautioned that current testing procedures for genetically altered foods including rodent tests were not proving safety for humans.

Można znaleźć liczne modyfikacje i cięcia tego cytatu, wszystkie jednak sprowadzają się do jednego, najważniejszego dla kreatynów i oszołomów celu – quote mining. Jest tylko jeden problem. Znaczy – jest ich sporo, ale jest jeden podstawowy, który niweczy trochę mój cel wykazania działań niecnych agentów bezmyślności. Nie znalazłem oryginalnego źródła wypowiedzi pana Parke. Zarówno cytat po polsku jak i po angielsku każą przypuszczać, że Parke wypowiedział się niedługo po hiszpańskiej tragedii. Zdrowy rozsądek może pomóc wyznaczyć granicę dla słowa following – miesiąc po? Trzy miesiące? Pół roku? Rok? Okazuje się że więcej. Sporo więcej. Parke nawołuje do lepszego testowania genetycznie modyfikowanej żywności. Tymczasem pierwsze testy na genetycznie modyfikowanych roślinach miały miejsce w 1986 roku. Pierwszą rośliną zmodyfikowaną genetycznie dostępną na rynku europejskim był tytoń – pojawił się w 1994 roku. 11 lat po hiszpańskich wypadkach. W pewnym momencie nawet chciałem napisać do Parke i zapytać jak to z tym nawoływaniem było. Niestety profesor Parke zmarł w 2002 roku. Nie ma więc szans na sprostowania kolejnej bredni, jaka jest rozsiewana w internecie. A rozsiewana jest bezmyślnie przez podstawówki, gimnazja, licea, oraz studenciaków. Ba, roznosi je Onet. pl i Tygodnik Solidarność. Poseł Andrzej Kania użył tego cytatu jako argumentu przeciwko GMO w swojej interpelacji do ministra środowiska (W sprawie sytuacji związanej z ograniczeniami we wprowadzaniu żywności genetycznie modyfikowanej oraz transgenicznej produkcji płodów rolnych w związku z wymogami UE oraz zagrożeniami związanymi z wprowadzaniem na rynek naszego kraju żywności wyprodukowanej z użyciem surowców transgenicznych, strona 163).

Ta hiszpańska tragedia nie dawała mi jednak spokoju. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym wydarzeniu, które choćby liczbą ofiar przyćmiłoby Czarnobyl i powinno być rozpatrywane równorzędnie z katastrofą w Bhopalu. Szczątkowe informacje, pochodzące głównie ze źródeł o charakterystyce Radia Erewań dały jednak pewne wyniki i udało się ustalić o które zatrucia chodziło.  Według Wikipedii (która cytuje pierwotne źródła tej nazwy) był to Toxic Oil Syndrome. I tu zaczyna się inna warstwa całej tej historii. Pokrótce o syndromie (todo note: przetłumaczyć kiedyś hasło na polskojęzyczną Wiki) – choroba pojawiła się nagle, miała objawy nietypowego zapalenia płuc/infekcji płuc. Występowała tylko w pewnych rejonach Hiszpanii, często dotykając wielu członków jednej rodziny, podczas gdy omijała np ich sąsiadów. Poszukiwania źródeł tej choroby doprowadziły do wniosku, że przyczyną najprawdopodobniej było zatrucie pokarmowe. W efekcie intensywnych poszukiwań udało się ustalić co jedli wszyscy chorzy – była to sałatka. Pojawiła się w końcu sugestia, że za zatrucia odpowiada zanieczyszczony olej używany do sałatki. Olej ten miał pochodzić od ulicznych sprzedawców, sprowadzających go nielegalnie z Francji. Będąca w 1981 roku poza Unią Europejską Hiszpania broniła swój rynek przed tanim olejem rzepakowym zakazując jego sprzedaży do celów innych niż przemysłowe. Taki przemysłowy olej musiał być przed zaimportowaniem zanieczyszczony aniliną i to właśnie anilina zawarta w nielegalnie sprowadzonym i niedokładnie oczyszczonym oleju wywołać liczne zachorowania (wg ostatnich danych – 20 tysięcy osób) i zgony (ponad 400 osób). Taka przynajmniej była oficjalna, rządowa wersja wydarzeń.

Z wersją tą są jednak liczne problemy. Zdecydowana większość z tych problemów wskazuje dość wyraźnie na źródło choroby zupełnie inne od oleju. Uderzające były między innymi informacje o tym, że wielu chorych nie kupiło oleju od ulicznego handlarza. Mapa występowania choroby pokrywała się tylko częściowo z mapą sprzedaży oleju pochodzącego z przemytu (!) – moje zainteresowania analizą przestrzenną uruchamiają bullshit detektor bardzo szybko. Kolejne działania rządu hiszpańskiego są tak absurdalnie komiczno-tragiczne, że albo komuś zależało na cover-upie albo Homer Simpson podpisywał wszystkie decyzje. Podjęto decyzję o wymianie zanieczyszczonego oleju na czystą oliwę z oliwek by uchronić ludność przed dalszą ekspozycją  – rozpoczęła się miesiąc po spadku liczby zachorowań. Nie prowadzono żadnej ewidencji wymiany, nie kontrolowano wymienianych olejów – zdarzało się, że wymieniano olej silnikowy na oliwę. Urzędnicy i naukowcy kwestionujący rolę oleju w sprawie byli zwalniani ze stanowisk. Handlarze olejem zostali oskarżeni o wywołanie epidemii i, mimo wypowiedzi sądu, że nieznana jest substancja w oleju wywołująca chorobę, zostali skazani na długoletnie pobyty w więzieniu.

Dla mnie największą słabością tej hipotezy jest to, co działo się później. Liczne badania, których celem było znalezienie przyczyn choroby przynosiły tylko nowe hipotezy i wytarte, koszmarne truizmy, które tak tępi Ben Goldacre – more reasearch is needed. Przykładowo praca M. Posada de la Paz et. al. Manufacturing processes at two French rapeseed oil companies: Possible relationships to toxic oil syndrome in Spain poza brakiem potwierdzenia hipotezy o zanieczyszczonym oleju sugeruje:

  • zanieczyszczenie aniliny dodawanej do oleju
  • zanieczyszczenie cystern, w których przewożono olej
  • reakcję chemikaliów użytych podczas rafinacji oleju z aniliną bądź jednym z powyższych zanieczyszczeń

W innej pracy A. Suarez et. al. (Toxic Oil Syndrome, Spain: Effect of Oleoylanilide on the Release of Polysaturated Fatty Acids and Lipid Peroxidation in Rats) próbowali zweryfikować szkodliwość aniliny w oleju podając ją laboratoryjnym szczurom (ha, praca z 1985 roku, pierwotne źródło testowania GMO na gryzoniach?). Oczywiście brak wiążących wniosków, żaden szczur nie umarł na ostrą, nietypową infekcję płuc. Najświeższa praca, opublikowana w listopadzie 2010 roku (C. Quero et. al. Proteomics of toxic oil syndrome in humans: Phenotype distribution in a population of patients.) wskazuje na możliwość różnic genetycznych, które mogłyby wywołać taką reakcję na zanieczyszczony olej.

Daleki jestem od spiskowych bredni, bajek o NWO i reptylianach. Kiedy jednak czytam artykuł w Guardianie, że jest możliwa inna odpowiedź na pytanie o przyczyny Syndromu Trującego Oleju, to zaczynam być zainteresowany. Autor w tym tekście z 2001 roku sugeruje, że prawdziwą przyczyną zachorowań były pestycydy obecne w pomidorach pochodzących z Almerii. Dokładniej mówiąc – związki fosforoorganiczne. Zatrucie tymi związkami według doktora Muro, bohatera artykułu w Guardianie, odpowiadałoby objawom chorych na Syndrom. Ponadto doktor Muro przeprowadził dokładne badania i rozmowy z 5 tysiącami rodzin dotkniętych chorobą i pomidory okazały się jedynym podejrzanym.

Z wielu przyczyn takie podstawy Syndromu były nie do zaakceptowania przez Hiszpanię. Pomidory z Almerii były bardzo ważnym towarem eksportu; sama Almeria była dowodem cudu gospodarczego, gdy na pustyni powstawały liczne szklarnie; najnowsze pestycydy nie mogły przecież nagle okazać się silnie trujące; wreszcie zatrucie olejem z zagranicy dawało realne korzyści hiszpańskim producentom oliwy – kto kupi tańszy, ale niepewny olej od handlarza, jeżeli może od tego oleju umrzeć? Dlatego też rząd hiszpański, prawdopodobnie wspierał wersję z olejem a torpedował alternatywne wyjaśnienia. 29 lat po tragedii nie ma najmniejszych szans na potwierdzenie wersji pomidorowej, natomiast co roku mogą powstawać nowe wersje hipotez olejowych.

Konkluzje, do jakich dochodzi wspominany wyżej artykuł w Guardianie są nieciekawe. Prędzej czy później ktoś znowu stanie na drodze rządu czy korpo. Mam nadzieję, że nie zadrży mi ręka podczas wysyłania manuskryptu do publikacji, kiedy będę miał do wyboru olej i pomidory…

ResearchBlogging.org
Literatura


Suarez, A., Viloria, M., Garcia-Barreno, P., & Municio, A. (1985). Toxic oil syndrome, Spain: Effect of oleoylanilide on the release of polysaturated fatty acids and lipid peroxidation in rats Archives of Environmental Contamination and Toxicology, 14 (2), 131-136 DOI: 10.1007/BF01055602
Posada de la Paz, M. (1991). Manufacturing processes at two French rapeseed oil companies: Possible relationships to toxic oil syndrome in Spain Food and Chemical Toxicology, 29 (12), 797-803 DOI: 10.1016/0278-6915(91)90105-G
Quero C, Colomé N, Rodriguez C, Eichhorn P, Posada de la Paz M, Gelpi E, & Abian J (2010). Proteomics of toxic oil syndrome in humans: Phenotype distribution in a population of patients. Chemico-biological interactions PMID: 21075095

Read Full Post »

Na jednym z wielu pseudonaukowych blogów, żerujących na stale spadającym poziomie nauczania, pojawił się tekst o boreliozie. Autorka wielokrotnie w swoich tekstach pisze rzeczy zabawne, rzadziej przerażająco głupie. Spróbowałem skorygować błędne tłumaczenie, dodatkowo podając źródło pierwotne. W odpowiedzi mój tekst został skasowany (cenzura!!11one) i przeczytałem:

Komentarze trolli nie znających języków ani istoty tłumaczeń-szczególnie medycznych-będą usuwane,ponieważ na to podaję źródła,aby każdy miał okazję zapoznać się z oryginalnym tekstem sam a tym samym potwierdzić słuszność mojego tłumaczenia,którego-wyrastając w wielonarodowej rodzinie-istotę pojęłam dość wcześnie,aby wiedzieć,że dobre tłumaczenie oddaje SEDNO zagadnienia.

Świetnie wam idzie ta walka o wolność wypowiedzi 🙂

EDIT

Na prośbę cześćjacka dodaję oryginał, pochodzący z artykułu przeglądowego w NEJM:

Antibiotic therapy can cause considerable harm to patients treated for chronic Lyme disease or post–Lyme disease symptoms.

Został w rzeczonym blogu przetłumaczony jako:

“Terapia antybiotykowa może pacjentom z symptomami chronicznej boreliozy przynieść potężne szkody.”

Co pozwoliłem sobie skorygować na:

Terapia antybiotykowa może spowodować istotne szkody pacjentom leczonym z objawów chronicznej boreliozy lub zespołu poboreliozowego.

PS – wątpliwości naukowe co do mechanizmu choroby to łatwy żer dla idiotów i oszołomów. Hasło na polskiej Wikipedii nie jest zbyt szerokie, więc będzie trzeba napisać kiedyś notkę prostującą rozpowszechniane w cytowanym blogu brednie.

Read Full Post »

Chwilowy odpoczynek od kreacjonistów, wróżek i potencjonowania wody.
Do napisania tej notki skłoniła mnie krótka informacja, zawarta w ostatnim numerze BBC Wildlife Magazine, dotycząca populacji wiewiórki rudej w Merseyside.

Na początek przedstawię dwóch bohaterów tego wpisu. Pochodzącą zza oceanu wiewiórkę szarą i europejską wiewiórkę rudą (Wikipedia jest źródłem obu plików. Dokładne informacje po kliknięciu w grafiki).


Wiewiórka szara…                                                                        i wiewiórka ruda

Wiewiórki szare zostały sprowadzone do Wielkiej Brytanii pod koniec XIX wieku. Podobnie jak wiele innych egzotycznych gatunków (między innymi walabie, które przez wiele lat żyły w Peak District National Park w Anglii i nadal można je spotkać w południowej Szkocji) zostały przywiezione do licznych parków i ogrodów prezentujących zwierzęta z brytyjskich kolonii. Wiewiórki uciekały bądź były wypuszczane na wolność przez niefrasobliwych właścicieli i bardzo szybko zaaklimatyzowały się w Wielkiej Brytanii. Po jakimś czasie zauważono, że liczebność introdukowanego gatunku dość szybko wzrasta i że zwiększa on swój zasięg. Jednocześnie dało się zauważyć spadek liczebności rodzimych wiewiórek rudych. Zaczęły znikać one z terenów, na których pojawiły się wiewiórki szare. Ekspansja szarych i zanikanie rudych były dość szybkie. W 2006 roku oceniono liczebność wiewiórek rudych na 140 tysięcy (w tym 12 – 15 tysięcy w Anglii), podczas gdy liczebność szarych oceniano na 2 do 4 milionów osobników. Forestry Commission oceniło, że wiewiórkom szarym wystarcza 15 lat od momentu pojawienia się na danym terenie, by zastąpić rude w 100%.

„Wypychanie” wiewiórek rudych z terenów, na których żyły dotychczas (jak i zobrazowanie braku możliwości koegzystencji obu gatunków) pokazuje powyższa mapa (źródło: Conservative Issues UK). Po lewej stronie kolorem czarnym zaznaczono występowanie wiewiórek szarych, po prawej wiewiórek rudych. Jak widać główne obszary występowania rudych do Szkocja, zachodnia i południowa Irlandia oraz kilka wysp (dosłownie i w przenośni) na terenie Anglii i Walii. Jednym z tych obszarów jest wybrzeże Merseyside, w pobliżu Liverpoolu – o lasach Formby będzie trochę później.

Co sprawia, że wiewiórki szare tak łatwo wygrywają konkurencję z rudymi? Przede wszystkim, mimo pewnych podobieństw, różnią się te dwa gatunki dość mocno, choć zajmują zachodzące na siebie nisze ekologiczne. Szare są większe i trochę inaczej zbudowane. Mogą ważyć nawet 2 razy więcej niż rude, mają też grubsze warstwy tłuszczowe pod skórą. Ponadto korzystając częściowo ze zjawiska opisanego regułą Bergmana, w razie niekorzystnych warunków pogodowych (choćby takich, jakie występują w Wielkiej Brytanii podczas zimy 2009/2010) , mają większe szanse na przeżycie. Dodatkową przewagą wiewiórek szarych jest ich specyficzny behawior. Conservation Issues UK podaje, że wiewiórki rude spędzają około 33% czasu na ziemi, resztę w koronach drzew. Wiewiórki szare natomiast mogą spędzać do 80% czasu na ziemi. Szczególnie przydatne jest to jesienią, gdy zwierzęta mogą korzystać z pokarmu, który opadł już na ziemię. Szacuje się, że wiewiórki szare jesienią tyją o 20%, podczas gdy wiewiórki rude zaledwie 10%.

Poza czynnikami ekologicznymi, wiewiórki szare mają jeszcze jednego „asa w rękawie”. Problem ten nie był rozpoznany przez długi czas, a zdaje się mieć bardzo duży wpływ na populację wiewiórki rudej w Wielkiej Brytanii. Wiewiórki szare są nosicielami squirrel parapoxwirusa. Większość szarych wiewiórek jest odporna na działanie tego wirusa, dlatego ic śmiertelność jest minimalna. Znacznie gorzej wygląda sytuacja wiewiórek rudych – u tego gatunku śmiertelność sięga 100%. Wszystkie populacje wiewiórek rudych, które mają bezpośredni kontakt z szarymi, prędzej lub później są dotykane przez chorobę. W miarę bezpieczne jak dotąd okazały się niewielkie populacje wiewiórek na wyspach Wight i Brownsea.

Choroba bardzo poważnie zmniejszyła liczebność populacji, która szczególnie mnie interesuje – tej w Merseyside. Jak bardzo poważnie? Według liczących regularnie wiewiórki w 2008 roku populacja osiągnęła najmniejszą notowaną liczebność – ocenianą na zaledwie 150 osobników.

Dane pochodzą ze strony Red Squirrel Survival Trust i pokazują liczbę zaobserwowanych wiewiórek, co według organizacji odpowiada około 15% rzeczywistej liczebności zwierząt.

Dodatkowo, dzięki działalności BioBank Merseyside, stworzona została mapa występowania wiewiórek rudych w Merseyside na podstawie ostatniego liczenia, jesienią 2009 roku:

Jeden kwadrat ma bok o długości 1 km. Mapa pochodzi stąd. A co takiego właściwie napisał BBC Wildlife Magazine? Podał informację, że jest nadzieja na uratowanie wiewiórek, cytując dane o wzroście liczebności.

Szczególnie interesujące zjawisko wpływu introdukowanego gatunku na rodzimą faunę (i florę) może mieć znaczenie również dla Polski – brytyjskie wiewiórki szare są izolowane od reszty kontynentu Kanałem La Manche, jednak istnieją populacje tego gatunku we Włoszech i Niemczech. Jeżeli zawędrują do Polski i będą nosicielami wirusa – biada naszym rudym.

Read Full Post »

Szef Glaxo-SmithKline opublikuje dziś na licencji Public Domain 13 500 związków chemicznych, które mogą pomóc w zwalczaniu malarii. Dodatkowo zaoferuje 8 milionów dolarów dla naukowców chcących pracować nad poszukiwaniem skuteczniejszych leków – w udostępnionym przez firmę laboratorium w Tres Cantos w Hiszpanii. Cały tekst w Guardianie:

Glaxo offers free access to potential malaria cures | Science | The Guardian.

To jak dokładniej ta big pharma chce nas wybić? Czekam na następne wyjęte z kapelusza idiotyczne propozycje.

Read Full Post »